środa, 26 grudnia 2012

Odcinek świąteczny - part 1.



Straszyceum, 25 grudnia
Odcinek świąteczny!
* * *
25 grudnia. To data, na którą na niemal całym globie ziemskim czeka się ze zniecierpliwieniem cały rok.
Straszyceum nie jest wyjątkiem. Od samego rana podekscytowani studenci co chwila wyglądali z okien, wiercili się niespokojnie na swych siedzeniach i zupełnie nie skupiali uwagi na wykładach, przez co kilku nauczycieli, w tym pan Potworny i pan Mumia dało sobie spokój z prowadzieniem lekcji. Co przerwa zażarcie dyskutowano o prezentach i wigilijnych zwyczajach w domach (nawet jeżeli był one wszystkim lub kilkuosobowej grupie potworów znane.)
-Jak myślisz, czy Betty spodoba się zestaw zaawansowanego chemika?
-No chyba. Wiesz, jak ona przelewa, dolewa, dosypuje...
-Kupiłam Abbey futro! Całe białe z czarnymi końcówkami!
-Ja mam nowe kolczyki dla Cleo!
-Co dajesz Teali?
"I tym podobne..." westchnęła w duchu Echolette, przysłuchując się ożywionemu gwarowi wokół niej. Sama nie spodziewała się raczej niczego ciekawego - bo właściwie co o niej wiedzą? Przez kilka miesięcy uczęszczania do tej szkoły za wiele nie odsłoniła na swój temat nawet przyjaciółkom. Zwykła ostrożność. Która wbrew pewnemu powiedzeniu czasami zawadza.
"Cóż... tutejszym upiorkom jest nieco łatwiej dobrać upominek. Nur wählen etwas von den Schmucke oder von der Kleidung... "

Echotworka położyła torby pod gigantyczną choinkę stojącą w wielkim hallu. To samo uczyniło kilka innych potworów.
* * *
Punkt dwunasta wszyscy zebrali się przed placem w oczekiwaniu na pewien ważny przyjazd. Z tego, co mówili starsi uczniowie, wynikało, że Święty Mikołaj, uprzedzając swoją zwykłą porę ruszania, przybywa tutaj, by rozdać prezenty wszystkim uczniom. Byłoby oczywistym kłamstwem, gdybym powiedziała, że wśród potworów nie było niedowiarków. Ta grupa, która nie wierzyła w szkolne plotki, udała się do hallu i przekonała się, że pod choinką nic nie ma, mimo że jeszcze kwadrans temu piętrzyły się tam stosy paczek i toreb. To było nieco dziwne.
Po półgodzinnym czekaniu na szarobiałym niebie ukazał się ciemny, zbliżający się ku ziemi punkt. Z wielu gardeł wydobył się głośny, radosny wrzask. To już to! To już ten czas!
Po krótkiej chwili wrzask urwał się dość niespodziewanie. Sanie nie są ciągnięte przez renifery, tylko przez rosłe siwe konie z oczami pałającymi strasznym ogniem. No nic, może po prostu coś mu się stało z rogaczami?...
Gdy tylko ów olbrzymi środek lokomocji wylądował na sporej zaspie śnieżnej, przez tłum przeszły szepty rozczarowania i zaskoczenia. Osoba na saniach nie była Świętym Mikołajem. Nie miała na sobie czerwonej czapki ani kombinezonu. Jej broda była dłuższa i mniej krzaczasta, raczej w kształcie sopla lodu. Jej ubranie było niebiesko-białe i najwyraźniej bardzo ciepłe. Za nią siedziała młoda dziewczyna przybrana w podobny sposób jak tamta postać - w niebieski kożuszek z futrzanymi białymi rękawami, białą czapkę-pilotkę i czerwone rękawiczki.
Abbey i Echolette wymieniły porozumiewawcze spojrzenia.
-Hmm, ktoś tu jest chyba noga z geografii. I to bynajmniej nie ja - mruknęła Niemka. Była dość silnie zaskoczona przyjazdem rosyjskiego Dziadka Mroza. I, nie oszukujmy się, szybko zagrały w niej typowo narodowe uprzedzenia.
Dziewczyna trąciła w ramię Frankie.
-Mmm? - mruknęła zielonoskóra.
-Popatrz, kto przyjechał. Chyba go nie znasz, prawda? - Echolette przybliżyła się do Frankie, mrużąc oczy. - To Dziadek Mróz, któs jak Święty Mikołaj w Rosji. Ciekawe, co on tutaj wyprawia...
Frankie cofnęła się nieco. Jeszcze nigdy nie widziała swojej straszyciółki w takim stanie. Podejrzewała, że niemile skojarzyła tego niebieskiego pana - tylko nie wiedziała, czemu. Cóż... była jeszcze młodziutka i niedoświadczona, i miała prawo nie wiedzieć, jakie stereotypy rządzą krajami.
-Zdrastwujtie! - rozległo sie z powozu. - Pewnie jesteście zdziwieni, że nie ma tu waszego świętego?
Tłum zaszemrał potakująco.
-Więc zacznijmy od tego, że w tym roku się zamieniliśmy ze starym Nikolą. On przyjechał do Rosji, a ja tutaj. Tak czy inaczej... mam ze sobą jego duży wór prezentów! Już wkrótce trafią do waszych rąk, hej!
To powiedziawszy, wygramolił się z sań, po czym pomógł wysiąść owej dziewczynie na tyłach. Dziadek Mróz nachylił się do jej ucha i zaczął coś szeptać. Czujne ucho echotworki wyłapało te słowa:
-I wiesz dobrze, co mówiłem, Śnieżynko. W tym miejscu jest bardzo dużo potworów różnej narodowości. Masz się nie zbliżać do Żydów, Cyganów, Niemców...
W Echolette krew się zagotowała przy trzeciej nazwie narodowości, tak, że nie dosłyszała jego dalszej litanii. Nigdy nie myślała, że taki niby dobry i wesoły rozdawca prezentów świątecznych może kryć w sobie tyle uprzedzeń!
Śnieżynka tylko kiwnęła głową i głosem wypranym z wszelkich emocji odparła:
-Tak, dziadku. Rozumiem, dziadku.
-No - Rosjanin sprawiał wrażenie zadowolonego. - Na ten wór i leć do zamku.
Po tych słowach poszedł do koni, zostawiając swoją wnuczkę samą sobie.
* * *
Śnieżynka stała na środku wielkiej sieni z workiem. Sprawiała wrażenie onieśmielonej i niezdecydowanej, co robić. Znienacka podeszła do niej Abbey i powiedziała:
-Wiesz, co masz robić. Tak jak zwykle. Rach, ciach, wyczytujesz nazwiska i dajesz te prezenty.
Dziewczyna drgnęła, jakby wybudziła się właśnie z głębokiego snu i odrzekła:
-Tak, oczywiście.
Frankie i Echolette w duchu niepokoiły się nieco o nią. Rosjanka miała głos zupełnie bez emocji i szklane spojrzenie, jakby była w transie.
-A'Tom, Nucleus!
Wyczytany szalony naukowiec podszedł niepewnie do Śnieżynki i sięgnął do worka. Prezent od razu podskoczył mu do ręki, jakby był przeciwnie naładowanym biegunem magnesu.
-Batney, Fangelina!
Sytuacja powtórzyła się z jakąś wampirką. Clawdeen zachichotała na widok upiorki zataczającej się pod ciężarem upominków.
-Beeanna!
Ceremonia była dosyć długa. Trudno się trochę temu dziwić; w Monster High uczyło się, bagatela, około tysiąca potworów róznych gatunków i narodowości. Echolette była mile zaskoczona prezentami: od Frankie czarne szpilki na wystrzałowych obcasach w kształcie błyskawic (hehe, najwyraźniej dobierała według własnego gustu... na szczęście obie były fankami tego motywu), Draculaura podarowała jej trochę starych winyli z lat 70. i 80. (ale czad!), Robecca - użytecznego robocika w kształcie papugi, informującego o wielu domowych sprawach, no wiecie, trzeba wstawić pranie, zupa się już ugotowała... (echotworka podejrzewała, że twórczyni silnie inspirowała się Minorą; machina nawet w podobny sposób stroszyła blaszane pióra), od Echolynxa dostała płytę "Catching Rays on Giant" Alphaville (chociaż raz trafił w pozycję, której ona nie ma...), Cleo (!) obdarowała ją piękną, złotą kolią wysadzaną rubinami. Niemka właśnie przymierzała srebrną broszkę w kształcie klucza wiolinowego od Operetty, gdy Frankie znienacka szepnęła:
-Spójrzcie! Ona lata!
Istotnie, Śnieżynka przysiadła po turecku w powietrzu. Unosiła się tym wyżej, im krótsza była lista oczekujących, tak, jakby powoli pozbywała się balastu. Hmm... czy to aby na pewno Śnieżynka, a nie jej sztuczna replika?
Po kilku godzinach placyk opustoszał. Zostało na nim zaledwie kilka osób i wnuczka Dziadka Mroza, która wreszcie opadła na ziemię. Teraz te kilka osób o czymś zacięcie rozmawiało.
-... ten jej wzrok!
-I te ruchy!
-Nie myślicie, że jest jakaś zahipnotyzowana?
-Chyba raczej. Coś z nią jest grubo nie tak.
-A skąd wiesz? Może ona zawsze jest taka?
-Guzik prawda. Byłam kiedyś na Boże Narodzenie w Sankt Petersburgu i wtedy Śnieżynka zachowywała się raczej jak normalna upiorka.
-No właśnie, kiedyś.
-Oj, nie czepiaj się słówek. Mam kuzynów, którzy widują ją co roku. Oni mogą potwierdzić moje słowa.
-Zawsze mówisz, że masz kuzynów tu i tu i tu i tam, i że oni to i to i to.
-Bo tak jest. Mam ich prawie pięćdziesięciu, dla twojej wiadomości.
-Cicho, przestańmy drzeć koty. Cleo ma tyle tych amulecików itepe... Co o tym myślisz, Lettie?
-Gute Idee. Może się jej spytamy, czy nie ma czegoś od hipnozy. Frankie?
-Mmm?
-O co ci chodzi?
-Bądź cicho, Deenie. Pójdziemy?
-Nie myślę.
-Tak.

-Cleo?
-Słucham?
-Masz może coś takiego od hipnozy?
-Pewnie dla tej Śnieżynki. Zaraz... czekajcie... a niech to, to za bardzo nie to... no, spróbujmy.
-A co to jest? - zainteresowała się Frankie.
-Wykrywacz Snu na Jawie - odparła mumia. - Wykazuje wszelkie hipnozy, senności i tym podobne. Duża czułość.
-Cóż... warto wypróbować - stwierdziła Clawdeen.
Wykrywacz wyglądał po prostu jak złoty dzwonek na sznurku. Lecz w odróżnieniu od zwykłego dzwonka nie dzwoni, gdy się w niego uderzy. Robi to w zupełnie innym przypadku...
Teraz właśnie dzwonił. Coraz głośniej.
-Auu! - zaskamlała Clawdeen, zakrywając rękami swoje wyczulone wilcze uszy.
Dzwonek zadzwonił natarczywie, gdy potworki znalazły się przy Śnieżynce. Potem zaczął cichnąć. I znów głośniej. I znowu ciszej...
-Hmm, dziwne rzeczy mi przekazuje - zamyśliła się Cleo. - Jest w hipnozie, ale jakiejś niepełnej. Czasami będzie zupełnie przytomna, innym razem - taka jak teraz...
Rosjanka drgnęła gwałtownie i poczęła dziwnie się wpatrywać w Cleo, Frankie, Clawdeen i Echolette. Z jej ust wydobył się cichy jak podmuch wiatru szept:
-Kim jesteście? Co ja tu robię?
-Jesteś w Straszyceum. A my jesteśmy tutejszymi upiornicami - pospieszyła z odpowiedzią Frankie.
-Ach tak. - odpowiedziała Śnieżynka.- No tak. Przecież mieliśmy tu z dziadzią jechać. Jestem Śnieżynka. Czy... zdążyliśmy z prezentami? - to ostatnie zdanie wyrzekła z silnym niepokojem.
-Tak, już są rozdane - uspokoiła ją zielonoskóra.
-To dobrze - Rosjanka podniosła się z podłogi. - A... nie ma go tutaj?
-Kogo?
-Dziadka. Jakby zobaczył, że mówię tu z wami, a pewnie któreś z was są z tych, których on nie lubi... to by po powrocie kazał iść do Szopy Sybiraków... - Śnieżynka zadrżała.
-Was... yy, to znaczy co to jest, ta Szopa Sybiraków? - zainteresowała się Echolette.
-To taka stara chatka blisko naszego domu na Syberii - wyszeptała ze strachem dziewczyna - w której mieszkają duchy dawnych zesłańców z wojny. One są straszne, szczególnie te widma małych dzieci... Tak zawodzą... Raz mnie tam zamknął na tydzień po tym, jak pomogłam małemu Żydkowi przejść przez oblodzony chodnik. A przecież... - tu zamilkła, jakby za dużo powiedziała. W tym momencie jej wzrok znowu stał się nieobecny.
-Och, nie. - stwierdziła Echolette. Ta dziewczyna, prawdę mówiąc, zyskała szybko jej sympatię. I współczucie. Jak to jest; mieszkać z dziadkiem-ofiarą komunistycznych zapatrywań? - Szlag by to trafił. Jak można pomóc jej z tego wyjść?
-Zapytam swojej prapramumii - odrzekła Cleo. - Ona ma strasznie dużo bardzo mądrych ksiąg. Pewnie coś będzie miała...
* koniec partu 1. *

niedziela, 16 grudnia 2012

Część 7.

Cóż... uznałam za stosowne, by na arenę wreszcie wkroczył nowy echotwór: w tym odcinku w końcu poznacie hiszpańskiego kuzyna Echolette - Echolynxa!

Rozpoczynamy odcinek 7.!



Monster High, 25 marca
* * *
Od rana wśród żeńskiej części studentów Straszyceum słychać było szum. Szum, jaki najczęściej towarzyszy jakimś szczególnym lub ciekawym wydarzeniom. A to dlatego, że w eter poszła pogłoska: do Straszyceum dołącza nowy uczeń!
* * *
Echolette, przechadzając się w towarzystwie Frankie i Robekki, starała się ignorować plotki szumiące w ich otoczeniu. Niestety, tematu nie dało się tak łatwo uniknąć. Frankie stwierdziła:
-Ach... słyszałam, że ten nowy jest bardzo przystojny.
Echolette przewróciła oczami i westchnęła:
-Ech... wszyscy w kółko gadają o tym nowym. Widziałyście go chociaż? Jest już tutaj?
Frankie pokręciła głową. Robecca odparła:
-Był-by wcale niezły, tyl-ko gdyby nie miał tak dłu-gich wło-sów. Wy-daje mi się, że ma coś z to-bą wspól-nego, Echolette.
W tym momencie przybiegła do nich zdyszana Draculaura razem z Clawdeen. Wampirka rzekła:
-Och... nie uwierzycie, dziewczyny! Ten nowy jest chyba mną zainteresowany! Zapytał mnie, czy...
Clawdeen zmierzyła przyjaciółkę przeciągłym spojrzeniem i powiedziała:
-Taaaaak, taaaak, tylko co z Clawdem?
Na twarzy Draculaury niemal natychmiast pojawiła się konsternacja. Echolette, będąc już bliska wybuchu, zapytała:
-A gdzie on jest?
-Yyyyy... Chyba koło sali gimnastycznej. Tam go przynajmniej widziałam pięć minut temu... - odrzekła Draculaura.
Potworki poszły niemal natychmiast.
* * *
Po tym, jak dotarły na miejsce, zaczęły wypatrywać nowego ucznia. Po chwili Draculaura wskazała jednego z nich, mówiąc:
-Och, to on! To on!
Chłopak miał długie, krucze włosy z czerwonymi pasemkami, stalowoszare oczy oraz dosyć atletyczną budowę ciała. Echolette aż pociemniało w oczach od złości i niemiłych wspomnień. To był ON.
Tylko po kiego diabła Echolynx przyjechał tutaj? Nie lepiej mu było w jego gorącej Hiszpanii?!
Nagle uświadomiła sobie, że Frankie przypatruje jej się z niepokojem. Zapytała:
-Co się stało?
Echolette odrzekła wolno:
-Ja go znam... to mój kuzyn... z Hiszpanii. Echolynx.
Wszystkie dziewczyny pisnęły cicho. Frankie szepnęła:
-Ale czad...
Echolette mruknęła z przekąsem "Mhm..."
-A nie mówi-łam?? - triumfowała Robecca
Echolette zirytowana krzyknęła:
-Halts Maul, Robecca!
Echolynx odwrócił się w ich stronę i na widok Echolette zupełnie zbaraniał. Clawdeen bąknęła głupio coś w rodzaju: "Macie takie same oczy". Echolynx, starając się chociaż wyglądać na wyluzowanego, powiedział:
-Hej, Lettie! Kupę lat się nie widzieliśmy...
-Mhm... i miałam nadzieję, że nie zobaczymy się kolejne dwie - burknęła Echolette.
Echolynx rzekł:
-Oj, chyba nie masz się na mnie co gniewać...
Echolette wypaliła:
-Może i nie mam poza tym, że znowu zgrywasz Casanovę. Z tego, co słyszałam...
Echolynx roześmiał się nieco sztucznie i odparł:
-Nikogo nie zgrywam... po prostu przyciągam wszystkie potworki swoim urokiem osobistym. Czy to moja wina, że ta przeurocza wampirzyca tak chłonęła mnie oczami?
Draculaura zarumieniła się jak pensjonarka, co było widoczne nawet pod warstwą makijażu. Echolette zdołała juz odzyskać równowagę. Tym razem nie było tak źle. Uśmiechnęła się i powiedziała:
-Ech, Rysiek...  ty i to twoje romansowe słownictwo.
-A w jakiż inny sposób miałbym zgłębić tajniki uwodzenia kobiet, cara mia?
W tej chwili zadzwonił dzwonek. Clawdeen zakomenderowała:
-Dobra, lalki, idziemy na lekcję. Która z was pamiętała o dzisiejszej pracy domowej z ekonomii?
 

Część 6. + drobne ogłoszenie



Monster High, 9 marca
* * *
Echolette jak zwykle nudziła się na lekcji Martwych Języków. Na nic zdawało się przekonywanie nauczyciela, że w jej przypadku nie ma żadnego sensu wbijać jej w głowę kolejnych porcji zbędnych słówek, których i tak się nie nauczy. Echotwory z natury uczyły się języków o wiele wolniej niż inne potwory.
Znudzona paplaniną pana Potwornego wyjęła swój trumnofon, założyła słuchawki na uszy i odpłynęła...
                   ...jednak nie dane jej było długo rozkoszować się ulubioną muzyką z lat 80. W chwili, kiedy Frankie odpowiadała przy tablicy, swoim zwyczajem (niestety) skubiąc szwy u ręki, w geście obrazującym jakieś objaśnienie machnęła nią, skutkiem czego całe przedramię odleciało jej i pacnęło Echolette w głowę. Niemka zdjęła słuchawki z uszu i podniosła brakującą część ciała koleżanki. Frankie powiedziała:
-Och, znowu to samo... Dzięki, Lettie!
Na samo zdrobnienie jej imienia Echolette naszła fala wspomnień. W Berlinie też tak ją nazywano... A później nie słyszała tego słowa przez niemal 16 lat.
Echolette odpowiedziała, starając się, by nikt nie zauważył, że granatowieje:
-N...nie ma za co.
* * *
Echolette podążała w stronę katakumb, gdy nagle ze ściany wyłoniła się kolejna nieznajoma. Miała fioletowe włosy i oczy, ostre rysy twarzy, wydatne kości policzkowe i cudowną, jedwabną fioletową sukienkę ozdobioną dekoracyjnymi łańcuszkami. Echolette stanęła jak wryta. Zapytała:
-Kim ty jesteś?
Nieznana uczennica odparła:
-Właśnie o to samo chciałam zapytać ciebie. Choć, o ile moje źrodła się nie mylą, z pewnością jesteś Echolette.
Po chwili namysłu dodała:
-Jestem Spectra. Dostarczam informacji o wszystkim, co tutaj się dzieje.
Po tych słowach Spectra znikła, wtapiając się z powrotem w ścianę. Przedtem jednak zdążyła zrobić jej zdjęcie trumnofonem.
* * *
Echolette dołączyła do spacerujących po korytarzu Frankie, Clawdeen i Draculaury. Wilkołaczka na dzień dobry stwierdziła:
-Coś nietęgą masz minę...
Echolette odparła:
-Ciekawe, jaką ty miałabyś minę, gdybyś gdzieś schodziła, a tu nagle wyłania się niemalże znikąd jakaś dziewczyna z fioletowymi włosami.
Ku jej zdumieniu wszystkie trzy potworki roześmiały się. Draculaura powiedziała:
-Spectra Vondergeist musiała za tobą, jak to mawiają, węszyć. Zawsze szuka czegoś nowego na swojego...
Clawdeen zawyła:
-Zamilcz! Nie wolno ci o tym mówić!
Wampirka odparowała:
-A co, to tajemnica?
Clawdeen odpowiedziała jej:
-No jasne! Obiecałyśmy jej, że nie wydamy jej sekretu!
Echolette przerwała im zniecierpliwiona:
-O co wam znowu chodzi? Co to za tajemnica?
Clawdeen westchnęła:
-Nie możemy ci tego powiedzieć. Chyba, że Spectra powie ci o tym osobiście.
Posłała Draculaurze i Frankie spojrzenie mówiące wyraźnie "Albo któraś z was zdradzi to... plotkary."

Ogłoszenie:
Powoli kreuję odcinek świąteczny! Jedyne, co zdradzę na jego temat, to to, że Świętego Mikołaja się nie spodziewajcie. Dlaczego?
Przeczytacie o tym w świątecznej przygodzie naszej echotworki!
 

niedziela, 14 października 2012

Część 5.



Monster High, 6 marca
 * * *
Na przerwie Frankie przybiegła do Echolette, krzycząc:
-Echolette! Echolette, pani dyrektor Krewnicka cię wzywa do gabinetu!
Echolette odpowiedziała zaskoczona:
-Ale dlaczego?
Frankie odparła:
-Chyba chce się z tobą po prostu zobaczyć.
Echolette powiedziała:
-Dobrze... Ale zaprowadzisz mnie do jej gabinetu?
* * *
Dyrektorka Monster High już czekała tam na nią. Zapytała potworkę:
-Więc to ty jesteś Echolette?
Echolette kiwnęła głową. Odpowiedziała pytaniem:
-Dlaczego zostałam tu wezwana?
Krewnicka odrzekła:
-Cóż... Otrzymałam informację o nowej uczennicy Straszyceum. Nie jesteś zapisana w rejestrze studentów - dyrektorka zaczęła grzebać w jakiejś grubej księdze. Echolette stwierdziła:
-Czyli jestem niejako... studentką na gapę?
Odpowiedziano jej:
-Tak, na to wygląda. A jesteś tutaj, gdyż z każdym nowym uczniem lub nową uczennicą przed zapisaniem odbywa się tutaj krótką rozmowę... Proszę o szczere odpowiedzi.
Echolette pomyślała: "I tak nie mam zamiaru jej oszukiwać. Myślę, że to wyjątkowo dobra nauczycielka."
Dyrektorka zaczęła pytać:
-Dlaczego zamierzasz zostać uczennicą Monster High?
Echolette odpowiedziała:
-Znalazłam się tutaj przypadkiem, ale chcę zostać tu na stałe. W tej szkole panuje dobra atmosfera i tolerancja.
-Skąd pochodzisz?
-W Straszyceum jest dużo uczniów różnej narodowości. Musimy wiedzieć, skąd kto jest, by w razie porzeby...
-Skoro tak, to z Niemiec... z Berlina.
Po odpowiedzeniu na te oraz parę innych pytań dyrektorka powiedziała oficjalnym tonem:
-Echolette, od dziś jesteś oficjalną uczennicą... Och!
W tym podniosłym momencie głowa pani dyrektor niespodziewanie oderwała się od jej ciała i potoczyła się w kąt pomieszczenia, skąd dobiegł jej głos:
-Och! Mogłabyś mi podać moją głowę?
Echolette poszła tam i wykonała jej polecenie, po czym nasadziła dyrektorce głowę z powrotem na kark.
-Dziękuję. A więc... co wtedy mówiłam?... Od dziś jesteś oficjalnie uczennicą Monster High.
Echolette spojrzała na pedagożkę. Ta stwierdziła:
-Teraz możesz już iść na zajęcia.
Echolette ruszyła do wyjścia i zamknęła drzwi z nadspodziewanie głośnym trzaskiem. Usłyszała jeszcze przerażone rżenie konia i głos Krewnickiej mówiący: "Uspokój się, Koszmar! Ach, te przeklęte drzwi... Chyba kiedyś trzeba będzie poprosić o ich wymianę."

niedziela, 23 września 2012

Część 4

Z miejsca ostrzegam, że póki co opowiadania będą krótkie. Tyle czasu, a nie mam wcale pomysłu na "wypełniacze". Zresztą, to wcale nie jest najważniejsze... 
No dobra.



Monster High, 1 marca
* * *
Na przerwie między Architekturą a w-fem Echolette z zamiarem przejścia się w towarzystwie Robekki przeszła tuż obok drzwi do sali muzycznej, gdy znienacka zagabnął ją ogniście skłonny do flirtu facet. Czyli nikt inny jak Ross Palony.
-Hej, mała! Mam dzisiaj dodatkowy bilet do kina! Przejdziesz się może ze mną?
Echolette posłała mu jedno z najbardziej świdrujących spojrzeń. Stwierdziła:
-To zabawne, że mówisz mi per "mała", mimo że jestem od ciebie wyższa. I starsza, dodajmy do tego.
Ross stwierdził:
-Ojej, pieszczotko, to tylko takie określenie... To pójdziesz ze mną czy nie?
Echolette słodko stwierdziła:
-Wybacz, ale co sobie pomyślą ONI, gdybym z tobą poszła. A tym bardziej ja sama o sobie. Więc mówię: nein.
Ross poszedł wyraźnie obrażony, co nie zdziwiło jej. Wystarczyło na niego spojrzeć, by wiedzieć, że to arogancki dupek. Cóż... po prostu flirty były potworce nie w głowie. Póki co nie.
Robecca zawołała spod najbliższej kolumny:
-E-cholette! Musi-my na-tych-miast poroz-ma-wiać!
Echolette popędziła i zapytała:
-O co chodzi, Robecco?
Robotka odparła:
-Mamy pro-blem. Coś jest nie tak z Operet-tą. Siedzi tam i nie da ni-komu sie do sie-bie zbli-żyć...
Echolette zapytała:
-A dlaczego akurat ja jestem tam potrzebna?
Robecca odpowiedziała:
-Po-nieważ to jest praw-do-podobnie zwią-zane z jej ins-tru-men-tami. A sły-szałam, że się znasz na nich.
Echolette stwierdziła:
-Postaram się to sprawdzić.
I pobiegła w stronę katakumb. Myślała "I tak właściwie nie wiem, o co jej chodziło. Operetta z powodu swoich instrumentów nie pozwala nikomu się zbliżyć??"
Gdy doszła do celu, upiorka z opery raczej nie wydawała się zachwycona jej obecnością. Gdy odwróciła głowę, zapytała:
-A co ty tutaj robisz?
Echolette speszyła się zachowaniem Operetty. Powiedziała dość nieśmiało:
-Eeeee... słyszałam, że instrumenty ci się zepsuły... chciałam tylko zobaczyć...
-Co zobaczyć? - zapytała wciąż gniewnie Operetta.
-Jak to naprawić - wydusiła z siebie Niemka.
Operetta spojrzała z ukosa na intruzkę. W końcu wybuchnęła:
-Tak, moje organy się zepsuły. Gdy tylko wcisnę pedały, za nic nie chcą wydać z siebie dźwięku! A nawet i bez tego nie mogę zagrać niektórych nut*.
Echolette wprawdzie nie miała ani trochę wprawy w naprawianiu organów. Postanowiła jednak użyć swojej tak rzadko zawodzącej intuicji do instrumentów klawiszowych. Operetta dodała:
-A reszta instrumentów jest w dobrym stanie.
Echotworka poleciła:
-Spróbuj coś zagrać na tych organach...
Operetta nieco zdziwiona spełniła polecenie. Istotnie wystąpił taki sam defekt, jaki opisywała upiorka.
Echolette po dokładniejszym przysłuchaniu się stwierdziła:
-No tak... Linki łączące z piszczałkami są przerwane, ale blokują uderzenia klawiszy. Przy czym kilka piszczałek trzeba wymienić.
Operetta stwierdziła:
-Mam nadzieję, że się nie pomyliłaś. Dziękuję ci z góry.
Echolette odpowiedziała:
-Drobiazg. To za to, że zamieniłaś się ze mną instrumentami na pierwszej lekcji muzyki.

*może i taki defekt nie ma prawa istnieć... tylko sama mało wiem o organach, więc wymyśliłam coś takiego  O.o
 

piątek, 24 sierpnia 2012

Część 3


***, 3 V 1984 r.
* * *
Echolette zerkała ciekawie przez szyby samochodu. Po drodze zauważyła dość wyraźną zmianę w krajobrazie: miasta i wsie wiały z lekka znużeniem i biedą. Niemal wszędzie dominowała szarość, smutna szarość. Jeżeli tak miał wyglądać cel ich podróży, to...

Zerknęła na drogowskaz. Informował, że do Berlina zostało jeszcze pięć kilometrów drogi. Pięć kilometrów... Ten dystans wydał jej się nagle wielki. Niby słyszała rozmowę muzyków, ale myślami była zupełnie gdzie indziej. Nawet nie zorientowała się, kiedy wjechała do miasta.

Szybko spostrzegła kolejną zmianę: to miasto na pewno różniło się od tych szarych i smutnych, które mijali. Domy, sklepy i inne budynki były bardziej kolorowe, gdzieniegdzie pobłyskiwały światła neonów i reflektorów. Zapytała:
-Czy to już Berlin?
Frank odpowiedział krótko:
-Tak.
Echolette zajrzała przez okno. Więc to już niedługo. Świetnie było widzieć te kolory, światła, przechodzących ludzi, aparaty wyciągnięte w ich stronę....
Zaraz. Aparaty? Chyba tam nie robią zdjęć każdemu kierowcy?
Na chwilę oślepił ją błysk flesza. Bernhard paskudnie zaklął. Echolette krzyknęła nieco przestraszona całą sytuacją:
-Eeee... Co to takiego?!
Bernhard odburknął:
-No a co to ma być? Wścibscy dziennikarze tylko wszędzie muszą wsadzić nosy. Nawet przejechać autem nie można.
Potworzyca zapytała:
-Ale dlaczego?
Bernhard odparł:
-Wyjaśnię ci później. Siedź na swoim miejscu.
Chwilę później zatrzymali się przed jakimś budynkiem. Wszyscy wysiedli i zaczęli się wypakowywać, gdy jeden z paparazzich wpadł na potworkę, przewracając ją na płyty chodnikowe. Ten minichaos utrudniał jakiekolwiek czynności. Frank i Bernhard w międzyczasie próbowali przegonić natrętów z raczej niewielką skutecznością. Echolette pomyślała: "Skąd tu tylu reporterów? Czyżbym trafiła na jakichś sławnych artystów?" Na myśl o tym przeszedł ją lekki dreszcz. Chociaż... to niekoniecznie miłe, być pod światłami jupiterów.
* * *
W końcu opanowali galimatias związany z tym przyjazdem i weszli do środka. Echolette zachwycona rozejrzała się po wnętrzu. Sprzęty muzyczne wyraźnie zrobiły na niej wrażenie. Frank zapytał:
-Podoba ci się?
Echolette kiwnęła głową.
Marian stwierdził z lekkim smutkiem w głosie:
-To nie nasze... Od wytwórni.
Echolette spytała ich o to, co ją ciekawiło od chwili wjazdu do Berlina:
-Jesteście jakimiś sławnymi muzykami? Tworzycie jakieś piosenki? Co to za wytwórnia?
Marian odpowiedział trochę znużonym tonem:
-Taaak, jesteśmy znanym zespołem. Dziennikarze chodzą, robią nam zdjęcia i wywiady z powodu jednej starej piosenki i paru nowszych.
Frank stwierdził:
-Ej, nie jest aż taka stara. Zresztą stała się znana dopiero parę miesięcy temu.
Marian odparował sarkastycznie:
-Tak, nie jest stara. Tylko ma sześć lat, a to bardzo mało.
Frank posłał mu spojrzenie mogące powalić każdego na miejscu. Echolette zapytała:
-Stara piosenka? Parę nowszych? O co wam chodzi? A nawet nie wiem, jak się ten wasz zespół nazywa!
Marian wymienił ze swoimi kolegami skonsternowane spojrzenia. Powiedział:
-Później dowiesz się, o co chodziło. A jeżeli tak bardzo chciałabyś wiedzieć, to nasz zespół...
Przez niezbyt dżwiękoszczelne ściany dała się słyszeć głośno wypowiedziana, prawie wykrzyczana nazwa:
-Alphaville!!
Cała trójka spojrzała po sobie z leciutką konsternacją.
Echolette pomyślała: "Niezbyt przyjemny się zrobił ten Marian. Alphaville... Trochę dziwna... ale ładna nazwa. Tak na marginesie, czy nie powinni się już przyzwyczaić do czegoś takiego?"
* * * * *
 Monster High, 17 lutego
* * *
Po skończonej lekcji muzyki dzwonek zadzwonił na przerwę obiadową. Niemal wszyscy uczniowie udali się do szkolnej stołówki. Echolette weszła tam ukradkiem. Na jej nieszczęście - a może szczęście? - Frankie przywołała ją gestem do stolika, przy którym siedziały juz Lagoona, Clawdeen, Draculaura, Abbey, Cleo i chłopak z wężowym irokezem. Echolette usiadła przy nim.
Cleo zapytała:
-Widziałaś może Ghoulię?
Jakaś kotołaczka prychnęła z jednego z sąsiednich stołów:
-Z pewnością nie przyszła tu na czas. I nie dojdzie, przecież to zombie...
Jej przyjaciółki trzymające się blisko niej złośliwie miauknęły. Echolette skrzywiła się. Lagoona stwierdziła:
-Nie przejmuj się komentarzami Toralei na jej temat. Prawie codziennie wygłasza podobne... hmm, krytyczne uwagi.
Po chwili dosunęła się do ich stolika Ghoulia. Na powitanie jęknęła:
-Euuuwyehyy (przepraszam za spóźnienie).
Frankie powiedziała:
-Nie szkodzi, twój hot-dog jeszcze ciepły.
Echolette szepnęła Ghoulii:
-Dobrze, że nie przyszłaś wcześniej. Gdybyś słyszała, co mówiła tamta... jak jej tam... Toralei...
Ghoulia westchnęła i powiedziała:
-Uuuuuewwyyyhuyhue. Heeeuyeeeuy (Przywykłam już do tych oszczerstw. Ona zawsze tak mówi o mnie).
Echolette, chcąc nieco zmienić temat, spytała:
-Kim są tamte kocice koło niej? Ta czarno-biała i biało-czarna?
Lagoona odpowiedziała:
-Ta pierwsza to Purrsephone, a druga to Meowlody.
Niemka zapytała Cleo:
-A kim jest ten...
Chłopak z wężami powiedział raptem:
-Och, wybacz, że się nie przedstawiłem. Deuce, Deuce Gorgon.
Cleo nachyliła się nad uchem Echolette i syknęła:
-Jeśli tylko spróbujesz mi go odbić, gorzko tego pożałujesz!
Echolette zmarszczyła czoło i uniosła jedną brew w geście zirytowania i odszepnęła jej:
-Ani mi to w głowie. A co, to twój chłopak?
Cleo szepnęła:
-Pfff... to tego nie widać? Przecież to oczywiste.
* * *
Po lekcji pływania, gdy Abbey znowu zamroziła niechcący basen, Echolette zapytała ją:
-Nie mam bladego pojęcia, co odbiło Cleo na przerwie obiadowej. Deuce tylko mi się przedstawił i ona od razu odwaliła szopkę.
Abbey spojrzała życzliwie na swoją nową koleżankę i stwierdziła:
-Cleo jest najzwyczajniej chorobliwie o niego zazdrosna. Gdy tylko pojawia się nowa uczennica, ona natychmiast dostrzega w niej zagrożenie dla siebie. Nie byłaś pierwsza pod tym względem.
Echolette powiedziała:
-Ale to jakieś... no nie wiem... wręcz chore! Co to ma...
Abbey zbyła ją:
-Idź, teraz nie mam czasu na pogawędki. Przecież widzisz, że muszę odmrozić basen.
Echolette poszła, zastanawiając się nad słowami Abbey. Swoją drogą, ciekawe, dlaczego tak szorstko ją zbyła?
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Cóż, nie będę już zbyt szczegółowo opisywać początków Echolette w obu nowych miejscach. Od tego momentu opisuję zdarzenia z czasów, gdy nasza bohaterka zdołała zaaklimatyzować się w nich...
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *