środa, 26 grudnia 2012

Odcinek świąteczny - part 1.



Straszyceum, 25 grudnia
Odcinek świąteczny!
* * *
25 grudnia. To data, na którą na niemal całym globie ziemskim czeka się ze zniecierpliwieniem cały rok.
Straszyceum nie jest wyjątkiem. Od samego rana podekscytowani studenci co chwila wyglądali z okien, wiercili się niespokojnie na swych siedzeniach i zupełnie nie skupiali uwagi na wykładach, przez co kilku nauczycieli, w tym pan Potworny i pan Mumia dało sobie spokój z prowadzieniem lekcji. Co przerwa zażarcie dyskutowano o prezentach i wigilijnych zwyczajach w domach (nawet jeżeli był one wszystkim lub kilkuosobowej grupie potworów znane.)
-Jak myślisz, czy Betty spodoba się zestaw zaawansowanego chemika?
-No chyba. Wiesz, jak ona przelewa, dolewa, dosypuje...
-Kupiłam Abbey futro! Całe białe z czarnymi końcówkami!
-Ja mam nowe kolczyki dla Cleo!
-Co dajesz Teali?
"I tym podobne..." westchnęła w duchu Echolette, przysłuchując się ożywionemu gwarowi wokół niej. Sama nie spodziewała się raczej niczego ciekawego - bo właściwie co o niej wiedzą? Przez kilka miesięcy uczęszczania do tej szkoły za wiele nie odsłoniła na swój temat nawet przyjaciółkom. Zwykła ostrożność. Która wbrew pewnemu powiedzeniu czasami zawadza.
"Cóż... tutejszym upiorkom jest nieco łatwiej dobrać upominek. Nur wählen etwas von den Schmucke oder von der Kleidung... "

Echotworka położyła torby pod gigantyczną choinkę stojącą w wielkim hallu. To samo uczyniło kilka innych potworów.
* * *
Punkt dwunasta wszyscy zebrali się przed placem w oczekiwaniu na pewien ważny przyjazd. Z tego, co mówili starsi uczniowie, wynikało, że Święty Mikołaj, uprzedzając swoją zwykłą porę ruszania, przybywa tutaj, by rozdać prezenty wszystkim uczniom. Byłoby oczywistym kłamstwem, gdybym powiedziała, że wśród potworów nie było niedowiarków. Ta grupa, która nie wierzyła w szkolne plotki, udała się do hallu i przekonała się, że pod choinką nic nie ma, mimo że jeszcze kwadrans temu piętrzyły się tam stosy paczek i toreb. To było nieco dziwne.
Po półgodzinnym czekaniu na szarobiałym niebie ukazał się ciemny, zbliżający się ku ziemi punkt. Z wielu gardeł wydobył się głośny, radosny wrzask. To już to! To już ten czas!
Po krótkiej chwili wrzask urwał się dość niespodziewanie. Sanie nie są ciągnięte przez renifery, tylko przez rosłe siwe konie z oczami pałającymi strasznym ogniem. No nic, może po prostu coś mu się stało z rogaczami?...
Gdy tylko ów olbrzymi środek lokomocji wylądował na sporej zaspie śnieżnej, przez tłum przeszły szepty rozczarowania i zaskoczenia. Osoba na saniach nie była Świętym Mikołajem. Nie miała na sobie czerwonej czapki ani kombinezonu. Jej broda była dłuższa i mniej krzaczasta, raczej w kształcie sopla lodu. Jej ubranie było niebiesko-białe i najwyraźniej bardzo ciepłe. Za nią siedziała młoda dziewczyna przybrana w podobny sposób jak tamta postać - w niebieski kożuszek z futrzanymi białymi rękawami, białą czapkę-pilotkę i czerwone rękawiczki.
Abbey i Echolette wymieniły porozumiewawcze spojrzenia.
-Hmm, ktoś tu jest chyba noga z geografii. I to bynajmniej nie ja - mruknęła Niemka. Była dość silnie zaskoczona przyjazdem rosyjskiego Dziadka Mroza. I, nie oszukujmy się, szybko zagrały w niej typowo narodowe uprzedzenia.
Dziewczyna trąciła w ramię Frankie.
-Mmm? - mruknęła zielonoskóra.
-Popatrz, kto przyjechał. Chyba go nie znasz, prawda? - Echolette przybliżyła się do Frankie, mrużąc oczy. - To Dziadek Mróz, któs jak Święty Mikołaj w Rosji. Ciekawe, co on tutaj wyprawia...
Frankie cofnęła się nieco. Jeszcze nigdy nie widziała swojej straszyciółki w takim stanie. Podejrzewała, że niemile skojarzyła tego niebieskiego pana - tylko nie wiedziała, czemu. Cóż... była jeszcze młodziutka i niedoświadczona, i miała prawo nie wiedzieć, jakie stereotypy rządzą krajami.
-Zdrastwujtie! - rozległo sie z powozu. - Pewnie jesteście zdziwieni, że nie ma tu waszego świętego?
Tłum zaszemrał potakująco.
-Więc zacznijmy od tego, że w tym roku się zamieniliśmy ze starym Nikolą. On przyjechał do Rosji, a ja tutaj. Tak czy inaczej... mam ze sobą jego duży wór prezentów! Już wkrótce trafią do waszych rąk, hej!
To powiedziawszy, wygramolił się z sań, po czym pomógł wysiąść owej dziewczynie na tyłach. Dziadek Mróz nachylił się do jej ucha i zaczął coś szeptać. Czujne ucho echotworki wyłapało te słowa:
-I wiesz dobrze, co mówiłem, Śnieżynko. W tym miejscu jest bardzo dużo potworów różnej narodowości. Masz się nie zbliżać do Żydów, Cyganów, Niemców...
W Echolette krew się zagotowała przy trzeciej nazwie narodowości, tak, że nie dosłyszała jego dalszej litanii. Nigdy nie myślała, że taki niby dobry i wesoły rozdawca prezentów świątecznych może kryć w sobie tyle uprzedzeń!
Śnieżynka tylko kiwnęła głową i głosem wypranym z wszelkich emocji odparła:
-Tak, dziadku. Rozumiem, dziadku.
-No - Rosjanin sprawiał wrażenie zadowolonego. - Na ten wór i leć do zamku.
Po tych słowach poszedł do koni, zostawiając swoją wnuczkę samą sobie.
* * *
Śnieżynka stała na środku wielkiej sieni z workiem. Sprawiała wrażenie onieśmielonej i niezdecydowanej, co robić. Znienacka podeszła do niej Abbey i powiedziała:
-Wiesz, co masz robić. Tak jak zwykle. Rach, ciach, wyczytujesz nazwiska i dajesz te prezenty.
Dziewczyna drgnęła, jakby wybudziła się właśnie z głębokiego snu i odrzekła:
-Tak, oczywiście.
Frankie i Echolette w duchu niepokoiły się nieco o nią. Rosjanka miała głos zupełnie bez emocji i szklane spojrzenie, jakby była w transie.
-A'Tom, Nucleus!
Wyczytany szalony naukowiec podszedł niepewnie do Śnieżynki i sięgnął do worka. Prezent od razu podskoczył mu do ręki, jakby był przeciwnie naładowanym biegunem magnesu.
-Batney, Fangelina!
Sytuacja powtórzyła się z jakąś wampirką. Clawdeen zachichotała na widok upiorki zataczającej się pod ciężarem upominków.
-Beeanna!
Ceremonia była dosyć długa. Trudno się trochę temu dziwić; w Monster High uczyło się, bagatela, około tysiąca potworów róznych gatunków i narodowości. Echolette była mile zaskoczona prezentami: od Frankie czarne szpilki na wystrzałowych obcasach w kształcie błyskawic (hehe, najwyraźniej dobierała według własnego gustu... na szczęście obie były fankami tego motywu), Draculaura podarowała jej trochę starych winyli z lat 70. i 80. (ale czad!), Robecca - użytecznego robocika w kształcie papugi, informującego o wielu domowych sprawach, no wiecie, trzeba wstawić pranie, zupa się już ugotowała... (echotworka podejrzewała, że twórczyni silnie inspirowała się Minorą; machina nawet w podobny sposób stroszyła blaszane pióra), od Echolynxa dostała płytę "Catching Rays on Giant" Alphaville (chociaż raz trafił w pozycję, której ona nie ma...), Cleo (!) obdarowała ją piękną, złotą kolią wysadzaną rubinami. Niemka właśnie przymierzała srebrną broszkę w kształcie klucza wiolinowego od Operetty, gdy Frankie znienacka szepnęła:
-Spójrzcie! Ona lata!
Istotnie, Śnieżynka przysiadła po turecku w powietrzu. Unosiła się tym wyżej, im krótsza była lista oczekujących, tak, jakby powoli pozbywała się balastu. Hmm... czy to aby na pewno Śnieżynka, a nie jej sztuczna replika?
Po kilku godzinach placyk opustoszał. Zostało na nim zaledwie kilka osób i wnuczka Dziadka Mroza, która wreszcie opadła na ziemię. Teraz te kilka osób o czymś zacięcie rozmawiało.
-... ten jej wzrok!
-I te ruchy!
-Nie myślicie, że jest jakaś zahipnotyzowana?
-Chyba raczej. Coś z nią jest grubo nie tak.
-A skąd wiesz? Może ona zawsze jest taka?
-Guzik prawda. Byłam kiedyś na Boże Narodzenie w Sankt Petersburgu i wtedy Śnieżynka zachowywała się raczej jak normalna upiorka.
-No właśnie, kiedyś.
-Oj, nie czepiaj się słówek. Mam kuzynów, którzy widują ją co roku. Oni mogą potwierdzić moje słowa.
-Zawsze mówisz, że masz kuzynów tu i tu i tu i tam, i że oni to i to i to.
-Bo tak jest. Mam ich prawie pięćdziesięciu, dla twojej wiadomości.
-Cicho, przestańmy drzeć koty. Cleo ma tyle tych amulecików itepe... Co o tym myślisz, Lettie?
-Gute Idee. Może się jej spytamy, czy nie ma czegoś od hipnozy. Frankie?
-Mmm?
-O co ci chodzi?
-Bądź cicho, Deenie. Pójdziemy?
-Nie myślę.
-Tak.

-Cleo?
-Słucham?
-Masz może coś takiego od hipnozy?
-Pewnie dla tej Śnieżynki. Zaraz... czekajcie... a niech to, to za bardzo nie to... no, spróbujmy.
-A co to jest? - zainteresowała się Frankie.
-Wykrywacz Snu na Jawie - odparła mumia. - Wykazuje wszelkie hipnozy, senności i tym podobne. Duża czułość.
-Cóż... warto wypróbować - stwierdziła Clawdeen.
Wykrywacz wyglądał po prostu jak złoty dzwonek na sznurku. Lecz w odróżnieniu od zwykłego dzwonka nie dzwoni, gdy się w niego uderzy. Robi to w zupełnie innym przypadku...
Teraz właśnie dzwonił. Coraz głośniej.
-Auu! - zaskamlała Clawdeen, zakrywając rękami swoje wyczulone wilcze uszy.
Dzwonek zadzwonił natarczywie, gdy potworki znalazły się przy Śnieżynce. Potem zaczął cichnąć. I znów głośniej. I znowu ciszej...
-Hmm, dziwne rzeczy mi przekazuje - zamyśliła się Cleo. - Jest w hipnozie, ale jakiejś niepełnej. Czasami będzie zupełnie przytomna, innym razem - taka jak teraz...
Rosjanka drgnęła gwałtownie i poczęła dziwnie się wpatrywać w Cleo, Frankie, Clawdeen i Echolette. Z jej ust wydobył się cichy jak podmuch wiatru szept:
-Kim jesteście? Co ja tu robię?
-Jesteś w Straszyceum. A my jesteśmy tutejszymi upiornicami - pospieszyła z odpowiedzią Frankie.
-Ach tak. - odpowiedziała Śnieżynka.- No tak. Przecież mieliśmy tu z dziadzią jechać. Jestem Śnieżynka. Czy... zdążyliśmy z prezentami? - to ostatnie zdanie wyrzekła z silnym niepokojem.
-Tak, już są rozdane - uspokoiła ją zielonoskóra.
-To dobrze - Rosjanka podniosła się z podłogi. - A... nie ma go tutaj?
-Kogo?
-Dziadka. Jakby zobaczył, że mówię tu z wami, a pewnie któreś z was są z tych, których on nie lubi... to by po powrocie kazał iść do Szopy Sybiraków... - Śnieżynka zadrżała.
-Was... yy, to znaczy co to jest, ta Szopa Sybiraków? - zainteresowała się Echolette.
-To taka stara chatka blisko naszego domu na Syberii - wyszeptała ze strachem dziewczyna - w której mieszkają duchy dawnych zesłańców z wojny. One są straszne, szczególnie te widma małych dzieci... Tak zawodzą... Raz mnie tam zamknął na tydzień po tym, jak pomogłam małemu Żydkowi przejść przez oblodzony chodnik. A przecież... - tu zamilkła, jakby za dużo powiedziała. W tym momencie jej wzrok znowu stał się nieobecny.
-Och, nie. - stwierdziła Echolette. Ta dziewczyna, prawdę mówiąc, zyskała szybko jej sympatię. I współczucie. Jak to jest; mieszkać z dziadkiem-ofiarą komunistycznych zapatrywań? - Szlag by to trafił. Jak można pomóc jej z tego wyjść?
-Zapytam swojej prapramumii - odrzekła Cleo. - Ona ma strasznie dużo bardzo mądrych ksiąg. Pewnie coś będzie miała...
* koniec partu 1. *

3 komentarze:

  1. Zobacz komentarz pod wcześniejszym postem ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. Napisz coś !! Jestem ciekawa jak to się skończy !!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze nie poinformowałam o tym, ale prawdopodobnie porzucam ten blog. Wprawdzie na główną bohaterkę zawsze mam pomysł, ale - już niezwiązany z MH, które też mi się deczko przejadło. Poza tym - byłoby to trochę dziwne, świąteczny rozdział w końcówce kwietnia?...

      Usuń