Straszyceum,
25 grudnia
Odcinek
świąteczny!
* * *
25
grudnia. To data, na którą na niemal całym globie ziemskim czeka się ze
zniecierpliwieniem cały rok.
Straszyceum
nie jest wyjątkiem. Od samego rana podekscytowani studenci co chwila wyglądali z
okien, wiercili się niespokojnie na swych siedzeniach i zupełnie nie skupiali
uwagi na wykładach, przez co kilku nauczycieli, w tym pan Potworny i pan Mumia
dało sobie spokój z prowadzieniem lekcji. Co przerwa zażarcie dyskutowano o
prezentach i wigilijnych zwyczajach w domach (nawet jeżeli był one
wszystkim lub kilkuosobowej grupie potworów znane.)
-Jak
myślisz, czy Betty spodoba się zestaw zaawansowanego chemika?
-No
chyba. Wiesz, jak ona przelewa, dolewa, dosypuje...
-Kupiłam
Abbey futro! Całe białe z czarnymi końcówkami!
-Ja mam
nowe kolczyki dla Cleo!
-Co
dajesz Teali?
"I
tym podobne..." westchnęła w duchu Echolette, przysłuchując się ożywionemu
gwarowi wokół niej. Sama nie spodziewała się raczej niczego ciekawego - bo
właściwie co o niej wiedzą? Przez kilka miesięcy uczęszczania do tej szkoły za
wiele nie odsłoniła na swój temat nawet przyjaciółkom. Zwykła ostrożność. Która
wbrew pewnemu powiedzeniu czasami zawadza.
"Cóż... tutejszym upiorkom jest nieco łatwiej dobrać
upominek. Nur wählen
etwas von den Schmucke oder von der Kleidung... "
Echotworka
położyła torby pod gigantyczną choinkę stojącą w wielkim hallu. To samo
uczyniło kilka innych potworów.
* * *
Punkt
dwunasta wszyscy zebrali się przed placem w oczekiwaniu na pewien ważny
przyjazd. Z tego, co mówili starsi uczniowie, wynikało, że Święty Mikołaj,
uprzedzając swoją zwykłą porę ruszania, przybywa tutaj, by rozdać prezenty
wszystkim uczniom. Byłoby oczywistym kłamstwem, gdybym powiedziała, że wśród
potworów nie było niedowiarków. Ta grupa, która nie wierzyła w szkolne plotki,
udała się do hallu i przekonała się, że pod choinką nic nie ma, mimo że jeszcze
kwadrans temu piętrzyły się tam stosy paczek i toreb. To było nieco dziwne.
Po
półgodzinnym czekaniu na szarobiałym niebie ukazał się ciemny, zbliżający się
ku ziemi punkt. Z wielu gardeł wydobył się głośny, radosny wrzask. To już to!
To już ten czas!
Po
krótkiej chwili wrzask urwał się dość niespodziewanie. Sanie nie są ciągnięte
przez renifery, tylko przez rosłe siwe konie z oczami pałającymi strasznym
ogniem. No nic, może po prostu coś mu się stało z rogaczami?...
Gdy
tylko ów olbrzymi środek lokomocji wylądował na sporej zaspie śnieżnej, przez
tłum przeszły szepty rozczarowania i zaskoczenia. Osoba na saniach nie była
Świętym Mikołajem. Nie miała na sobie czerwonej czapki ani kombinezonu. Jej
broda była dłuższa i mniej krzaczasta, raczej w kształcie sopla lodu. Jej
ubranie było niebiesko-białe i najwyraźniej bardzo ciepłe. Za nią siedziała
młoda dziewczyna przybrana w podobny sposób jak tamta postać - w niebieski
kożuszek z futrzanymi białymi rękawami, białą czapkę-pilotkę i czerwone
rękawiczki.
Abbey i
Echolette wymieniły porozumiewawcze spojrzenia.
-Hmm,
ktoś tu jest chyba noga z geografii. I to bynajmniej nie ja - mruknęła Niemka.
Była dość silnie zaskoczona przyjazdem rosyjskiego Dziadka Mroza. I, nie
oszukujmy się, szybko zagrały w niej typowo narodowe uprzedzenia.
Dziewczyna trąciła w ramię Frankie.
Dziewczyna trąciła w ramię Frankie.
-Mmm? -
mruknęła zielonoskóra.
-Popatrz,
kto przyjechał. Chyba go nie znasz, prawda? - Echolette przybliżyła się do
Frankie, mrużąc oczy. - To Dziadek Mróz, któs jak Święty Mikołaj w Rosji.
Ciekawe, co on tutaj wyprawia...
Frankie
cofnęła się nieco. Jeszcze nigdy nie widziała swojej straszyciółki w takim
stanie. Podejrzewała, że niemile skojarzyła tego niebieskiego pana - tylko nie
wiedziała, czemu. Cóż... była jeszcze młodziutka i niedoświadczona, i miała
prawo nie wiedzieć, jakie stereotypy rządzą krajami.
-Zdrastwujtie!
- rozległo sie z powozu. - Pewnie jesteście zdziwieni, że nie ma tu waszego
świętego?
Tłum
zaszemrał potakująco.
-Więc
zacznijmy od tego, że w tym roku się zamieniliśmy ze starym Nikolą. On
przyjechał do Rosji, a ja tutaj. Tak czy inaczej... mam ze sobą jego duży wór
prezentów! Już wkrótce trafią do waszych rąk, hej!
To powiedziawszy,
wygramolił się z sań, po czym pomógł wysiąść owej dziewczynie na tyłach.
Dziadek Mróz nachylił się do jej ucha i zaczął coś szeptać. Czujne ucho
echotworki wyłapało te słowa:
-I wiesz
dobrze, co mówiłem, Śnieżynko. W tym miejscu jest bardzo dużo potworów różnej
narodowości. Masz się nie zbliżać do Żydów, Cyganów, Niemców...
W
Echolette krew się zagotowała przy trzeciej nazwie narodowości, tak, że nie
dosłyszała jego dalszej litanii. Nigdy nie myślała, że taki niby dobry i wesoły
rozdawca prezentów świątecznych może kryć w sobie tyle uprzedzeń!
Śnieżynka
tylko kiwnęła głową i głosem wypranym z wszelkich emocji odparła:
-Tak,
dziadku. Rozumiem, dziadku.
-No -
Rosjanin sprawiał wrażenie zadowolonego. - Na ten wór i leć do zamku.
Po tych
słowach poszedł do koni, zostawiając swoją wnuczkę samą sobie.
* * *
Śnieżynka
stała na środku wielkiej sieni z workiem. Sprawiała wrażenie onieśmielonej i
niezdecydowanej, co robić. Znienacka podeszła do niej Abbey i powiedziała:
-Wiesz,
co masz robić. Tak jak zwykle. Rach, ciach, wyczytujesz nazwiska i dajesz te
prezenty.
Dziewczyna
drgnęła, jakby wybudziła się właśnie z głębokiego snu i odrzekła:
-Tak,
oczywiście.
Frankie
i Echolette w duchu niepokoiły się nieco o nią. Rosjanka miała głos zupełnie
bez emocji i szklane spojrzenie, jakby była w transie.
-A'Tom,
Nucleus!
Wyczytany
szalony naukowiec podszedł niepewnie do Śnieżynki i sięgnął do worka. Prezent
od razu podskoczył mu do ręki, jakby był przeciwnie naładowanym biegunem
magnesu.
-Batney,
Fangelina!
Sytuacja
powtórzyła się z jakąś wampirką. Clawdeen zachichotała na widok upiorki
zataczającej się pod ciężarem upominków.
-Beeanna!
Ceremonia
była dosyć długa. Trudno się trochę temu dziwić; w Monster High uczyło się,
bagatela, około tysiąca potworów róznych gatunków i narodowości. Echolette była
mile zaskoczona prezentami: od Frankie czarne szpilki na wystrzałowych obcasach
w kształcie błyskawic (hehe, najwyraźniej dobierała według własnego gustu... na
szczęście obie były fankami tego motywu), Draculaura podarowała jej trochę
starych winyli z lat 70. i 80. (ale czad!), Robecca - użytecznego robocika w
kształcie papugi, informującego o wielu domowych sprawach, no wiecie, trzeba
wstawić pranie, zupa się już ugotowała... (echotworka podejrzewała, że
twórczyni silnie inspirowała się Minorą; machina nawet w podobny sposób
stroszyła blaszane pióra), od Echolynxa dostała płytę "Catching Rays on
Giant" Alphaville (chociaż raz trafił w pozycję, której ona nie
ma...), Cleo (!) obdarowała ją piękną, złotą kolią wysadzaną rubinami. Niemka
właśnie przymierzała srebrną broszkę w kształcie klucza wiolinowego od
Operetty, gdy Frankie znienacka szepnęła:
-Spójrzcie!
Ona lata!
Istotnie,
Śnieżynka przysiadła po turecku w powietrzu. Unosiła się tym wyżej, im krótsza
była lista oczekujących, tak, jakby powoli pozbywała się balastu. Hmm... czy to
aby na pewno Śnieżynka, a nie jej sztuczna replika?
Po kilku
godzinach placyk opustoszał. Zostało na nim zaledwie kilka osób i wnuczka
Dziadka Mroza, która wreszcie opadła na ziemię. Teraz te kilka osób o czymś
zacięcie rozmawiało.
-... ten
jej wzrok!
-I te
ruchy!
-Nie
myślicie, że jest jakaś zahipnotyzowana?
-Chyba
raczej. Coś z nią jest grubo nie tak.
-A skąd
wiesz? Może ona zawsze jest taka?
-Guzik
prawda. Byłam kiedyś na Boże Narodzenie w Sankt Petersburgu i wtedy Śnieżynka
zachowywała się raczej jak normalna upiorka.
-No
właśnie, kiedyś.
-Oj, nie
czepiaj się słówek. Mam kuzynów, którzy widują ją co roku. Oni mogą potwierdzić
moje słowa.
-Zawsze
mówisz, że masz kuzynów tu i tu i tu i tam, i że oni to i to i to.
-Bo tak
jest. Mam ich prawie pięćdziesięciu, dla twojej wiadomości.
-Cicho,
przestańmy drzeć koty. Cleo ma tyle tych amulecików itepe... Co o tym myślisz,
Lettie?
-Gute
Idee. Może się jej spytamy, czy nie ma czegoś od hipnozy. Frankie?
-Mmm?
-O co ci
chodzi?
-Bądź
cicho, Deenie. Pójdziemy?
-Nie
myślę.
-Tak.
-Cleo?
-Słucham?
-Masz
może coś takiego od hipnozy?
-Pewnie
dla tej Śnieżynki. Zaraz... czekajcie... a niech to, to za bardzo nie to... no,
spróbujmy.
-A co to
jest? - zainteresowała się Frankie.
-Wykrywacz
Snu na Jawie - odparła mumia. - Wykazuje wszelkie hipnozy, senności i tym
podobne. Duża czułość.
-Cóż...
warto wypróbować - stwierdziła Clawdeen.
Wykrywacz
wyglądał po prostu jak złoty dzwonek na sznurku. Lecz w odróżnieniu od zwykłego
dzwonka nie dzwoni, gdy się w niego uderzy. Robi to w zupełnie innym
przypadku...
Teraz
właśnie dzwonił. Coraz głośniej.
-Auu! -
zaskamlała Clawdeen, zakrywając rękami swoje wyczulone wilcze uszy.
Dzwonek
zadzwonił natarczywie, gdy potworki znalazły się przy Śnieżynce. Potem zaczął
cichnąć. I znów głośniej. I znowu ciszej...
-Hmm,
dziwne rzeczy mi przekazuje - zamyśliła się Cleo. - Jest w hipnozie, ale
jakiejś niepełnej. Czasami będzie zupełnie przytomna, innym razem - taka jak
teraz...
Rosjanka
drgnęła gwałtownie i poczęła dziwnie się wpatrywać w Cleo, Frankie, Clawdeen i
Echolette. Z jej ust wydobył się cichy jak podmuch wiatru szept:
-Kim
jesteście? Co ja tu robię?
-Jesteś
w Straszyceum. A my jesteśmy tutejszymi upiornicami - pospieszyła z odpowiedzią
Frankie.
-Ach
tak. - odpowiedziała Śnieżynka.- No tak. Przecież mieliśmy tu z dziadzią
jechać. Jestem Śnieżynka. Czy... zdążyliśmy z prezentami? - to ostatnie zdanie
wyrzekła z silnym niepokojem.
-Tak,
już są rozdane - uspokoiła ją zielonoskóra.
-To
dobrze - Rosjanka podniosła się z podłogi. - A... nie ma go tutaj?
-Kogo?
-Dziadka.
Jakby zobaczył, że mówię tu z wami, a pewnie któreś z was są z tych, których on
nie lubi... to by po powrocie kazał iść do Szopy Sybiraków... - Śnieżynka
zadrżała.
-Was...
yy, to znaczy co to jest, ta Szopa Sybiraków? - zainteresowała się
Echolette.
-To taka
stara chatka blisko naszego domu na Syberii - wyszeptała ze strachem dziewczyna
- w której mieszkają duchy dawnych zesłańców z wojny. One są straszne,
szczególnie te widma małych dzieci... Tak zawodzą... Raz mnie tam zamknął na
tydzień po tym, jak pomogłam małemu Żydkowi przejść przez oblodzony chodnik. A
przecież... - tu zamilkła, jakby za dużo powiedziała. W tym momencie jej wzrok
znowu stał się nieobecny.
-Och,
nie. - stwierdziła Echolette. Ta dziewczyna, prawdę mówiąc, zyskała szybko jej
sympatię. I współczucie. Jak to jest; mieszkać z dziadkiem-ofiarą
komunistycznych zapatrywań? - Szlag by to trafił. Jak można pomóc jej z tego
wyjść?
-Zapytam
swojej prapramumii - odrzekła Cleo. - Ona ma strasznie dużo bardzo mądrych
ksiąg. Pewnie coś będzie miała...
* koniec partu 1. *