piątek, 10 sierpnia 2012

Część 1


Münster, 2 V 1984 r.

                                                                              * * *
 
Frank zszedł wraz z Marianem do ledwie rozświetlonej piwnicy. Klął w duchu na Bernharda, który kazał im tu zejść, sam wymawiając się szukaniem zawieruszonych taśm nagraniowych. Płyta miała zostać nagrana za parę miesięcy, gdy okazało się, że zapomniano kilku ważnych sprzętów z ich starego miejsca pracy. Niech to szlag.
Zapytał Mariana:
-Widzisz coś?
Marian odpowiedział:
-Nie, absolutnie nic. Zresztą to ty masz latarkę.
Frank jeszcze bardziej poirytowany odpowiedzią zaczął grzebać w kolejnej kupie złomu, gdy do jego uszu dobiegł głośny pisk. Po nim szum. Potem inne odgłosy, jakby popsutego sprzętu...
Zapytał cicho:
-Marian... słyszysz coś?
Z dalszego kąta dobiegł go głos kolegi:
-Co niby?
Odpowiedział:
-No, te dziwne dźwięki... jakby coś się zepsuło.
Marian stwierdził lekceważąco:
-Pewnie Lloyd coś sknocił. Jak to on.
Piski i szumy narastały jednak z każdą chwilą. W pewnym momencie Frank usłyszał głośne łupnięcie i ciche przekleństwo: Marian przewrócił się o stary, bezużyteczny mikrofon. Szepnął do Franka:
-Wiesz, chyba miałeś rację... Te odgłosy nie dobiegają z góry... tylko z tego mikrofonu!
Frank podszedł w tamto miejsce. Z mikrofonu istotnie dobiegało głośne buczenie. Nagle jego główka zatrzęsła się i pękła...
                   
                                                                    * * *
 
Bernhard zirytowany przewalał różne taśmy z nagraniami. Tej najpotrzebniejszej im akurat nie mógł znaleźć. Jakby i tego było mało, Marian i Frank jeszcze nie wrócili z piwnicy. Gdy już chciał zarzucić jej szukanie, z dołu dobiegły go głośne wrzaski kolegów. Co, u licha, takiego się stało?! W piwnicy nie ma nic oprócz kupy złomu, kilku sztuk zapasowego sprzętu (które i tak zamierzali zabrać) i trochę szmat. Zdenerwowany dopadł drzwi do piwnicy. Ledwie je otworzył, oczom jego ukazał się dość niecodzienny widok.
Marian i Frank byli trupiobladzi, ten ostatni ledwo trzymał się na nogach. U ich stóp leżał pęknięty mikrofon, a pomiędzy nimi stała... dziewczyna. Dość dziwna, choć ładna dziewczyna o bladoszarej skórze, czarnych włosach z mnóstwem srebrnych pasemek i dużych, lekko skośnych stalowoszarych oczach. Jej ręce i tułów pokrywał delikatny, srebrny ornament. Stała tam w samej bieliźnie, wyraźnie skrępowana obecnością trzech mężczyzn patrzących się wprost na nią. Bernhard zupełnie nie był w stanie zrozumieć przerażenia przyjaciół. Ona na pewno nie była w jakiś sposób groźna... chociaż jest niezwykła. Zapytał ich:
-Kim ona jest?
Marian zdołał tylko wybełkotać:
-Ona... ona... mikrofon... zresztą, nieważne... nie zrozumiesz tego.
"Ciekawe, jak miałbym cię zrozumieć" pomyślał ironicznie Bernhard.
Gdy wchodził z powrotem na górę, cały czas rozmyślał o tej dziwnej sytuacji. Kim jest ta dziewczyna? Co takiego przeraziło Mariana i Franka?

                                                                          * * * *


Salem (Oregon), 16 lutego

                                                                               * * *

Czarne audi przejeżdżało mało ruchliwą o tej porze drogą. Niedługo potem na szosę wjechała czarna limuzyna bez zapalonych świateł. Jej kierowca widać miał niewprawną rękę, gdyż pojazd zjeżdżał z boku na bok niczym zataczający się pijak. Dziewczyna kierująca audi zerknęła w lusterko wsteczne. Mimo wytężania wzroku nie mogła nikogo dojrzeć za kierownicą. W świetle własnych reflektorów zauważyła, że z gałek na dachu powyskakiwały nietoperze. "Gacki na dachu limuzyny? Ktoś tu chyba naoglądał się za dużo filmów o wampirach." pomyślała, gdy poczuła silny wstrząs. Oba samochody koziołkowały przez jakiś czas w powietrzu, a potem...

                                                                            * * *

Echolette ocknęła się na trawniku przed wyglądającą dość strasznie budowlą. Obok stało nienaruszone jej auto. Dziewczyna zupełnie nie mogła zrozumieć, jak to się stało. Nad nią stała jakaś zielonoskóra nastolatka z długimi, biało-czarnymi włosami i śrubami w szyi.
-Wszystko w porządku? - zapytała.
-Chyba tak – odparła niezbyt przytomnie potworzyca, po czym zaczęła powoli gramolić się z trawy. Chwiejnym krokiem ruszyła w stronę swojego samochodu. Nieznajoma powstrzymała ją, mówiąc życzliwie:
-Wejdź do szkoły i odpocznij trochę. Jesteś najwyraźniej śmiertelnie zmęczona.
„Do szkoły? Jakiej znowu szkoły? Chyba ona nie ma na myśli tamtego zamku?”
-No... dobrze... ale co z moim samochodem?
-O to się nie martw, zajmą się nim.
Echolette poczuła lekką ulgę. Spytała:
-A tak w ogóle... to jak się nazywasz?
Dziewczyna spojrzała baczniej na nią i odpowiedziała:
-Nazywam się Frankie. Frankie Stein. A ty?
-Echolette – odpowiedziała krótko potworzyca. –No, już idę do tego... tej... szkoły.
I ruszyła za Frankie w stronę upiornego zamczyska.


                                                               * * *

Niemka niepewnie przestąpiła próg gmachu szkolnego. W czasie, gdy wchodziła, kończyła się lekcja Szalonej Nauki, gdy więc weszła na korytarze, na jej widok zerwał się duży rejwach. Potwory obstąpiły ją ciasnym kołem, wykrzykując coś zupełnie niezrozumiałego wskutek zmieszania głosów. Frankie nie wytrzymała i w końcu krzyknęła:
-Hej, przestańcie tak wrzeszczeć!
Potem rzekła:
-To jest Echolette. Dopiero co do nas trafiła... jest tutaj nowa.
Jakiś głos z tej ciżby zawołał:
-Ohoho! Kolejna nowa! A czy to w ogóle jest RAD-owiec? Bo jakoś nie widzę w niej niczego SZCZEGÓLNEGO....
Gruchnął śmiech. Echolette poczuła, że jej policzki przybierają kolor indygo. Zerknęła na Frankie. Ta najwyraźniej nie miała pojęcia, co powiedzieć. Próbowała cichaczem wymknąć się z tłumu, jednak wszyscy popędzili za nią. W końcu, biegnąc na oślep, znalazła schronienie w damskiej łazience. Zamknąwszy za sobą drzwi, odetchnęła z ulgą.

                                                                       * * *

Echolette wyszła w końcu na korytarz. Po chwili pojawiła się Frankie z kilkoma koleżankami. Potworzyca odruchowo cofnęła się do drzwi jakiejś sali. Frankie jednak przywołała ją gestem do siebie. Niemka powolnym, niepewnym krokiem zbliżyła się do małego grona. Wampirka z czarno-różowymi włosami zapytała:
-To ty jesteś tą nową?
A potem zwróciła się do Frankie:
- Nie dosłyszałam jej imienia. Możesz je powtórzyć?
Zanim Stein otworzyła usta do odpowiedzi, temat rozmowy odpowiedział nieco śmielej:
-Nazywam się Echolette.
Wampirka odrzekła:
-Ja jestem Draculaura, ale przyjaciele nazywają mnie Lala.
Dziewczyna zapytała:
-A kim jest cała resz...
Nie dokończyła. Draculaura odpowiedziała od razu, jakby czytała w jej myślach:
-To jest Clawdeen Wolf- tu machnęła w stronę modnie ubranej potworzycy o kasztanowych lokach- a to Lagoona Blue- blondynka z płetwami na nogach i rękach pomachała do niej- Frankie chyba już znasz... a to...
Tu wskazała na inna dziewczynę ubraną zdecydowanie za ciepło jak na temperaturę w zamku. Z jej włosów sypały się dyskretnie płatki śniegu. Wiało od niej lodowatym chłodem.
-Abbey Bominable.
I wyciągnęła w jej kierunku rękę. Uścisk jej dłoni był równie lodowaty. Gdy obie odwróciły się, spostrzegły, że do nich dołączyły jeszcze dwie osoby: dziewczyna spowita złotymi bandażami i jej nieco przygarbiona towarzyszka z niebieskimi włosami.
Potworzyca z bandażami rzekła władczym tonem:
-Jam jest Cleo de Nile, tutejsza władczyni. Jeżeli jesteś w tej szkole, to znaczy, że jesteś moją poddaną.
Mumia z miejsca nie spodobała się Echolette, a jej wypowiedź – jeszcze mniej. Bynajmniej nie chciała ulec niczyjej zwierzchowności.
Siląc się na neutralny ton, spytała:
-A kim jest twoja... eee, koleżanka?
Cleo odparła:
-To jest Ghoulia. Ghoulio, wiesz, kto to jest?
Ghoulia w odpowiedzi tylko jęknęła, jednak Niemka szybko rozpoznała w tym język zombie. Dowiedziała się jednak tylko tego, że nieumarła nie wie, kim ona jest. Stwierdziła:
-Dziękuję wam za prezentację. Możecie teraz, że się tak wyrażę, wrócić do siebie?
Clawdeen spojrzała na nią z ukosa. Frankie zapytała:
-A nie chciałabyś...
Echolette odpowiedziała z lekkim zniecierpliwieniem w głosie:
-Nie, Frankie, nie mogę. Najpierw będę musiała przywyknąć do kariery Tej Nowej... albo na to wygląda.
Frankie wyciągnęła rękę w jej stronę, Echolette jednak odwróciła się i poszła w przypadkowym kierunku. Clawdeen zawołała:
-Gdzie ty idziesz?! Mamy lekcje tam! – i wskazała ręką w przeciwną stronę.
Echolette, burcząc coś pod nosem, poszła we wskazanym kierunku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz