***, 3 V 1984 r.
* * *
Echolette zerkała ciekawie przez szyby samochodu. Po
drodze zauważyła dość wyraźną zmianę w krajobrazie: miasta i wsie wiały z lekka
znużeniem i biedą. Niemal wszędzie dominowała szarość, smutna szarość. Jeżeli
tak miał wyglądać cel ich podróży, to...
Zerknęła na drogowskaz. Informował, że do Berlina zostało
jeszcze pięć kilometrów drogi. Pięć kilometrów... Ten dystans wydał jej się
nagle wielki. Niby słyszała rozmowę muzyków, ale myślami była zupełnie gdzie
indziej. Nawet nie zorientowała się, kiedy wjechała do miasta.
Szybko
spostrzegła kolejną zmianę: to miasto na pewno różniło się od tych szarych i
smutnych, które mijali. Domy, sklepy i inne budynki były bardziej kolorowe,
gdzieniegdzie pobłyskiwały światła neonów i reflektorów. Zapytała:
-Czy to
już Berlin?
Frank
odpowiedział krótko:
-Tak.
Echolette
zajrzała przez okno. Więc to już niedługo. Świetnie było widzieć te kolory,
światła, przechodzących ludzi, aparaty wyciągnięte w ich stronę....
Zaraz.
Aparaty? Chyba tam nie robią zdjęć każdemu kierowcy?
Na
chwilę oślepił ją błysk flesza. Bernhard paskudnie zaklął. Echolette krzyknęła
nieco przestraszona całą sytuacją:
-Eeee...
Co to takiego?!
Bernhard
odburknął:
-No a co
to ma być? Wścibscy dziennikarze tylko wszędzie muszą wsadzić nosy. Nawet
przejechać autem nie można.
Potworzyca
zapytała:
-Ale
dlaczego?
Bernhard
odparł:
-Wyjaśnię
ci później. Siedź na swoim miejscu.
Chwilę
później zatrzymali się przed jakimś budynkiem. Wszyscy wysiedli i zaczęli się
wypakowywać, gdy jeden z paparazzich wpadł na potworkę, przewracając ją na
płyty chodnikowe. Ten minichaos utrudniał jakiekolwiek czynności. Frank i
Bernhard w międzyczasie próbowali przegonić natrętów z raczej niewielką
skutecznością. Echolette pomyślała: "Skąd tu tylu reporterów? Czyżbym trafiła
na jakichś sławnych artystów?" Na myśl o tym przeszedł ją lekki dreszcz.
Chociaż... to niekoniecznie miłe, być pod światłami jupiterów.
* * *
W końcu
opanowali galimatias związany z tym przyjazdem i weszli do środka. Echolette
zachwycona rozejrzała się po wnętrzu. Sprzęty muzyczne wyraźnie zrobiły na niej
wrażenie. Frank zapytał:
-Podoba
ci się?
Echolette
kiwnęła głową.
Marian
stwierdził z lekkim smutkiem w głosie:
-To nie
nasze... Od wytwórni.
Echolette
spytała ich o to, co ją ciekawiło od chwili wjazdu do Berlina:
-Jesteście
jakimiś sławnymi muzykami? Tworzycie jakieś piosenki? Co to za wytwórnia?
Marian
odpowiedział trochę znużonym tonem:
-Taaak,
jesteśmy znanym zespołem. Dziennikarze chodzą, robią nam zdjęcia i wywiady z
powodu jednej starej piosenki i paru nowszych.
Frank
stwierdził:
-Ej, nie
jest aż taka stara. Zresztą stała się znana dopiero parę miesięcy temu.
Marian
odparował sarkastycznie:
-Tak,
nie jest stara. Tylko ma sześć lat, a to bardzo mało.
Frank
posłał mu spojrzenie mogące powalić każdego na miejscu. Echolette zapytała:
-Stara
piosenka? Parę nowszych? O co wam chodzi? A nawet nie wiem, jak się ten wasz
zespół nazywa!
Marian
wymienił ze swoimi kolegami skonsternowane spojrzenia. Powiedział:
-Później
dowiesz się, o co chodziło. A jeżeli tak bardzo chciałabyś wiedzieć, to nasz
zespół...
Przez
niezbyt dżwiękoszczelne ściany dała się słyszeć głośno wypowiedziana, prawie
wykrzyczana nazwa:
-Alphaville!!
Cała
trójka spojrzała po sobie z leciutką konsternacją.
Echolette
pomyślała: "Niezbyt przyjemny się zrobił ten Marian. Alphaville... Trochę
dziwna... ale ładna nazwa. Tak na marginesie, czy nie powinni się już
przyzwyczaić do czegoś takiego?"
* * * * *
Monster High, 17 lutego
* * *
Po
skończonej lekcji muzyki dzwonek zadzwonił na przerwę obiadową. Niemal wszyscy
uczniowie udali się do szkolnej stołówki. Echolette weszła tam ukradkiem. Na
jej nieszczęście - a może szczęście? - Frankie przywołała ją gestem do stolika,
przy którym siedziały juz Lagoona, Clawdeen, Draculaura, Abbey, Cleo i chłopak
z wężowym irokezem. Echolette usiadła przy nim.
Cleo
zapytała:
-Widziałaś
może Ghoulię?
Jakaś
kotołaczka prychnęła z jednego z sąsiednich stołów:
-Z
pewnością nie przyszła tu na czas. I nie dojdzie, przecież to zombie...
Jej
przyjaciółki trzymające się blisko niej złośliwie miauknęły. Echolette
skrzywiła się. Lagoona stwierdziła:
-Nie
przejmuj się komentarzami Toralei na jej temat. Prawie codziennie wygłasza
podobne... hmm, krytyczne uwagi.
Po
chwili dosunęła się do ich stolika Ghoulia. Na powitanie jęknęła:
-Euuuwyehyy
(przepraszam za spóźnienie).
Frankie
powiedziała:
-Nie
szkodzi, twój hot-dog jeszcze ciepły.
Echolette
szepnęła Ghoulii:
-Dobrze,
że nie przyszłaś wcześniej. Gdybyś słyszała, co mówiła tamta... jak jej tam...
Toralei...
Ghoulia
westchnęła i powiedziała:
-Uuuuuewwyyyhuyhue.
Heeeuyeeeuy (Przywykłam już do tych oszczerstw. Ona zawsze tak mówi o mnie).
Echolette,
chcąc nieco zmienić temat, spytała:
-Kim są
tamte kocice koło niej? Ta czarno-biała i biało-czarna?
Lagoona
odpowiedziała:
-Ta
pierwsza to Purrsephone, a druga to Meowlody.
Niemka
zapytała Cleo:
-A kim
jest ten...
Chłopak
z wężami powiedział raptem:
-Och,
wybacz, że się nie przedstawiłem. Deuce, Deuce Gorgon.
Cleo
nachyliła się nad uchem Echolette i syknęła:
-Jeśli
tylko spróbujesz mi go odbić, gorzko tego pożałujesz!
Echolette
zmarszczyła czoło i uniosła jedną brew w geście zirytowania i odszepnęła jej:
-Ani mi
to w głowie. A co, to twój chłopak?
Cleo
szepnęła:
-Pfff...
to tego nie widać? Przecież to oczywiste.
* * *
Po
lekcji pływania, gdy Abbey znowu zamroziła niechcący basen, Echolette zapytała
ją:
-Nie mam
bladego pojęcia, co odbiło Cleo na przerwie obiadowej. Deuce tylko mi się
przedstawił i ona od razu odwaliła szopkę.
Abbey
spojrzała życzliwie na swoją nową koleżankę i stwierdziła:
-Cleo
jest najzwyczajniej chorobliwie o niego zazdrosna. Gdy tylko pojawia się nowa
uczennica, ona natychmiast dostrzega w niej zagrożenie dla siebie. Nie byłaś
pierwsza pod tym względem.
Echolette
powiedziała:
-Ale to
jakieś... no nie wiem... wręcz chore! Co to ma...
Abbey
zbyła ją:
-Idź,
teraz nie mam czasu na pogawędki. Przecież widzisz, że muszę odmrozić basen.
Echolette
poszła, zastanawiając się nad słowami Abbey. Swoją drogą, ciekawe, dlaczego tak
szorstko ją zbyła?
* * * *
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
* * * * * * * * * *
Cóż,
nie będę już zbyt szczegółowo opisywać początków Echolette w obu nowych
miejscach. Od tego momentu opisuję zdarzenia z czasów, gdy nasza bohaterka
zdołała zaaklimatyzować się w nich...
* * * *
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
* * * * * * * * * *